RÓŻOWY ŚLEDŹ | Po raku | kontakt@rozowysledz.pl

Na treningach motywacyjnych i sesjach terapeutycznych zachęca się, żeby słowo muszę zamieniać na chcę. A jak to działa moim zdaniem w chorobie?

Przed operacją przychodziła do mnie rodzina, znajomi i mówili: dasz radę, wierzę w ciebie. Bardziej wyedukowani mówili: jeśli chcesz wyzdrowieć, to wyzdrowiejesz. Ja czułam się zmęczona i ani mi się nie chciało, ani nie wierzyłam, że dam radę. Bałam się, że umrę. Ot, taka niespodzianka. Ale wolałam za często o tym nie mówić, żeby nie wywoływać fali pocieszania, która jest od strony chorego bardzo wkurzająca. 

Lubię angielskie słowo appreciate – doceniać. Uważam, że warto je mieć na podorędziu, gdy potrzebujesz skoncentrować się na pracy nad chorobą, a raczej powrotem do ciała, ale tłum kochanych i zatroskanych ludzi zalewa cię poradami, linkami uzdrawiających podcastów i recept na specyfiki, które leczą raka. 

Masz w sobie złość spowodowaną bezsilnością. Zaczynasz obserwować swoje ciało, nad którym tracisz kontrolę. Nasłuchujesz z uważnością każdego małego sygnału i myślisz: dlaczego to takie trudne? Dlaczego nic się nie zmienia? Dlaczego nie zdrowieję? Czyżby to już?

Byłam wychowywana według reguły musisz, bez dyskusji. Miałam chyba dziewiętnaście lat, gdy rodzina mojej koleżanki zrobiła mi godzinne pranie mózgu widząc, że nie umiem zdecydować: czy jechać z rówieśnikami na spływ po rzece Lot we Francji, czy pomagać gospodarzom malować drzwi. Czego TY chcesz? – pytali w kółko, a ja ciągle zasłaniałam się czuję, że powinnam malować drzwi

W końcu dwie dorosłe kobiety sugestywnie wysłały mnie na kajaki. 

Gdy mój organizm, mimo mojej dyscypliny pacjenta, nie chciał ruszyć; gdy po osiemnastu dniach żywienia pozajelitowego, nadal odczuwałam nudności i brak apetytu, jedynym moim motywatorem było zdanie mojej przyjaciółki Marzenki, która jest lekarzem gastroenterologiem: musisz jeść głową. Wiedziałam, że ten etap choroby nie jest na rozmyślanie, czy umrę czy nie, albo jak długo będę żyła. Moim jedynym celem było zacząć jeść. Słabe ciało, słaba głowa i frustracja trzymały mnie na łóżku. 

– Gdzie jestem? – pytałam w myślach.

Doktor Hawkins w książce Przywracanie zdrowia pisze: „zdrowie to żywotność, która jest przejawem pola energii. Ciało odzwierciedla to, o czym się myśli i jest od tego zależne.” Czy to znaczy, że jest we mnie tyle negatywnych myśli, że ciało słyszy tylko „umieram”? Na jakim poziomie energii, według doktora Hawkinsa jestem i jak do cholery mam się dostać na poziom 200 (odwaga)? 

Hawkins podkreśla: „masz to, o czym myślisz.” 

Czułam strach i żal. Myślałam: „jestem zmęczona.” Teoretyczną wiedzę, że ciało zdrowieje, gdy osiąga poziom odwagi konfrontowałam z każdą wizytą w toalecie i kolejnym atakiem torsji. Nienawidziłam sondy w nosie, wiszącego worka na dole i tego na górze z „jedzeniem”.  Nienawidziłam swojego ciała, które nie współpracowało ze mną dla zdrowia. Dlaczego? Wpadałam w złość. Na drugi dzień znów wstawałam bez sił, bo złość pochłania energię. 

Mapa poziomów świadomości – za zgodą wydawnictwa: „Przywracanie zdrowia”, Dawid R.Hawkins; Virgo 2012

Jeśli się przyjrzeć moim emocjom to były wszystkie „dolne”: rozpacz, strach, pragnienie uwolnienia się z tej sytuacji, rezygnacja z walki i rozczarowanie. 

– Miało być szybko i sprawnie – myślałam. – A jest marnie. – Odwracałam głowę w stronę okna szpitalnego, żeby nikt nie widział moich łez. – Przeproszę moich bliskich, że nie dam rady walczyć i odejdę. Jaki żal! 

I jak tu nie wierzyć Hawkinsowi, że te emocje są związane z chronicznym bólem. „Proces, jaki zachodzi w świadomości, to destrukcyjne poczucie beznadziejności”, pisze doktor. Droga do wyższych poziomów świadomości prowadzi przez akceptację i miłość…. Raczej trudno dać sobie samemu miłość, gdy się boisz albo czujesz rozczarowanie z powodu choroby. Czujesz, że ciało nie działa, boisz się, że umrzesz, nasłuchujesz głosu każdej komórki i czujesz, jak słabniesz. Jak masz sobie dać miłość? 

Nie jest to niemożliwe – dlatego wszyscy nauczyciele samorozwoju zachęcają, żeby codziennie – na długo przed chorobą, wyczerpaniem czy nieszczęściem – ćwiczyć mówienie na głos do lustra: 

Po jakimś czasie takie ćwiczenie to nawyk, a ten przydaje się właśnie w momentach niskiej energii. Umysł pamięta, kieruje to „kocham cię” do ciała, a ciało umie nadal powiedzieć do ciebie w lustrze „kocham cię” nawet, gdy ty tego nie czujesz.

Ja nie miałam tego nawyku, ale pomogła mi moja rodzina. Mój ukochany partner, który codziennie przekazywał mi swoją miłość i był obok. Czasem miałam wrażenie, że każda komórka jego ciała była zbudowana ze wsparcia. Pewnego dnia, mimo moich próśb, żeby mnie zostawić w spokoju i nie odwiedzać, pojawiła się w szpitalu moja rodzina. Przyjechali do Warszawy, bo nie widzieli mnie od trzech tygodni i dwóch operacji. Na oddziale był covid i zakaz odwiedzin, ale można było wyjść na korytarz. 

Szłam oparta o stojak do kroplówek, zgięta wpół na spuchniętych nogach, z szarą smutną twarzą. Na widok moich bliskich znów popłynęły mi łzy. Uściskaliśmy się, łzy szybko otarliśmy i potem już tylko były żarty. Mój słaby śmiech. Jak zwykle. Nie miałam zbyt dużo siły, więc po kilku minutach wróciłam do łóżka z gorączką i zasnęłam. Obudziłam się jeszcze słabsza, ale powtarzałam sobie w myślach: 

musisz jeść

Połknęłam w trudem łyżeczkę kleiku i poszłam na szpitalny korytarz przejść jedno okrążenie. 

Po drodze zagadnęła mnie pani pielęgniarka Justynka: 

– Pani Basiu! Właśnie idę już do domu. Wracam w czwartek i nie chcę pani tutaj spotkać. Do domu proszę!

Nie odpowiedziałam. Dałam radę tylko mrugnąć. 

Na wieczornym obchodzie poprosiłam, żeby kolejnego dnia pozwolono mi przejść na zwykłe jedzenie.  Powiedziałam, że próbować uczyć organizm jeść.

Przed zaśnięciem płakałam cicho z bezsilności. Wyzdrowienie wydawało mi się nierealne. Gdy zmęczyłam się płaczem, porozmawiałam ze sobą w myślach:

– Gdzie chcesz być? 

– Chcę być w domu. Mam dość tego szpitala. 

– Co zrobiłaś, żeby to się stało? 

– Chodzę, uruchamiam się, jestem systematyczna. 

– Czy coś się zmieniło? 

– Wszystko się dzieje bardzo powoli, a ja czuję się coraz słabsza. Nie dam rady. 

– Co możesz zrobić, żeby być w domu. 

– Muszę jeść normalnie i chodzić. 

Nazajutrz rano obudziłam się głodna. 

Cztery dni później wypisano mnie ze szpitala w dobrym stanie. Nie spotkałam pani Justynki. Byłam na poziomie odwagi.

Chory słyszy dużo słów od otoczenia. Dajmy mu prawo wybrać, które są najodpowiedniejsze. 

Nie ważne, czy to będzie chcę czy muszę. Ważne, żeby pochodziło najpierw z jego umysłu, weszło do serca, pomogło wstać z łóżka i działać na zdrowie.

Warto zobaczyć:

Przywracanie zdrowia, Dawid R.Hawkins; Virgo 2012

Getting Well Again, O.Carl Simonton, M.D., Stephanie Matthews-Simonton, James L.Creighton, Bantam Nonfiction Book 1992