Moja serdeczna koleżanka Iwona zawsze robiła minę pełną zwątpienia, gdy mówiłam, że jestem introwertykiem.
- Ty???!!!! – śmiała się podnosząc brwi do góry, a jej oczy były przy tym cudnie okrągłe.
Introwertyk kojarzy się nam zawsze z zamkniętą w sobie osobą. I tyle.
Ja z tłumem znajomych i gadulstwem nie pasuję do tej definicji. Może warto zmienić definicję?
Kryterium na rozpoznanie introwertycznej osobowości jest sposób ładowania energii. Krótko mówiąc ekstrawertyk lubi być wśród ludzi i czerpie energię z bodźców zewnętrznych. Introwertyk, mimo, że kocha ludzi – żeby odzyskać energię, musi pobyć totalnie sam. Z gitarą, słuchaniem muzyki, czytaniem książki, rysowaniem, spacerem i tak dalej. Nawet popularne oglądanie serialu bywa zbyt dużym wysiłkiem dla introwertyka. Gdy potrzebuję się doładować, zajmowanie się kimkolwiek poza mną samą i moimi myślami jest zbytnim wysiłkiem.
Miewam dni ćwiczeniowe: od rana cztery – pięć rozmów telefonicznych w ciągu półtorej godziny. W międzyczasie kilka wiadomości na komunikatorach. Świat już biegnie, bo przecież szkoda dnia, więc wkładaj trampki Barbaro i dołącz do nas! Czekamy!
Przed chorobą biegłam. Czasem bez śniadania, z pomadką w jednej ręce, telefonem w drugiej – gdybym miała jeszcze pięć rąk ekstrawertyka – dałabym radę. Mimo, że mój umysł działa wolniej, potrafiłam wyćwiczyć ciało tak, żeby biegło razem z moimi ekstrawertycznymi przyjaciółmi, współpracownikami, szefami i wszystkimi dookoła. Bo czyż to nie jest naturalne, że rozmawiasz przez telefon, rejestrujesz faktury, odpisujesz w tym samym czasie koleżance i jesz kanapkę? Czy to nie naturalne przygotować pięć dań i trzy ciasta na rodzinny obiad, przygotować dom na święta i zapalić świece na stole zanim pierwszy gość pojawi się w drzwiach? Dla mnie nie jest.
Nasypuję kawę do ekspresu i muszę przerwać mówienie, żeby nie pomylić ilości.
Gdy mówię i w tym czasie kseruję dokumenty, na pewno będę musiała dwa lub trzy razy sprawdzać i kserować ponownie – bo coś przeoczę.
Gdy już wszyscy ekstrawertycy wyszli z biura, ja dopiero zasiadałam do właściwej pracy. Tłumaczyłam to sobie, że dopiero wtedy mogłam się skupić. A ludzie tłumaczyli sobie, a mi wmawiali, że jestem pracoholikiem.
Od braku zrozumienia, że każdy widzi do łatwości wydawania osądów jest bardzo krótka droga.
Introwertyk czuje się gorszy, gdy się nie wyrabia z wykonaniem zadania, czuje się przytłoczony.
A gdy się mu przerywa wypowiedź, czuje się odtrącony i mało ważny.
Introwertyk patrzy na tryskających energią kolegów i po cichu zazdrości – tej autoreklamy, bezproblemowemu kontaktowi za światem i luzem w ciele. Nie przejmują się, gdy się im przerywa. Traktują to jako miłą odskocznię. Raz dwa! I wszystko zrobione, a przy tym wymienione wszystkie plotki. Och życie!
Jako introwertyk – czytam. Lubię słuchać i oglądać, ale tylko w czytaniu odpoczywam i mój mózg nadąża zorganizować myśli we właściwym tempie.
Czytam, jak sadzić rośliny, jak działa trzustka, której nie mam, jak Singapur potrafił z podrzędnego państwa miasta rozwinąć się w jedno z najbogatszych krajów świata.
Czytam też o introwertycznej osobowości i jak z nią odnaleźć się w życiu.
Jeśli obserwujesz, że czasem trudno Ci sformułować myśli w składne zdania, że lubisz ludzi, ale po powrocie do domu z imprezy musisz odpocząć chociaż jeden dzień w samotności, to polecam Ci książkę Marti Olsen Laney „Introwertyzm to zaleta”.
Zrozumienie to polubienie. Ta książka pomoże introwertykowi zrozumieć i polubić siebie, ale też zrozumieć ekstrawertyków.
Warto zobaczyć:
Marti Olsen Laney, Introwertyzm to zaleta, Dom Wydawniczy Rebis, 2013