RÓŻOWY ŚLEDŹ | Po raku | kontakt@rozowysledz.pl

Oddychanie ostatnio stało się bardzo trendy. Ale to brzmi, prawda? Jakby gdyby kilka lat temu ludzie nie oddychali.

Kiedyś jedyną szkołą oddychania były kursy przygotowujące do porodu. I szkoła śpiewu z nauczeniem się oddychania przeponą. Potem pojawiły się świadome wdech i wydech w czasie rozciągania po aerobiku. Więcej oddechu przyszło do Europy wraz z jogą, tai chi, praktyką medytacji. 

Rozwój metod terapii psychologicznej pociągnął za sobą świadomość, jak istotny jest pogłębiony oddech przy uwalnianiu trudnych emocji i traum. Każdy nauczyciel pracy z ciałem wnosi do techniki oddychania coś nowego. Przyglądam się z ciekawością różnorodności sposobu oddychania. 

W jodze słyszysz, że masz mocno wydychać przez nos. W oddychaniu przy uwalnianiu traumy, zdmuchujemy świeczkę ustami. Widziałam ostatnio medytację z prowadzącą, która robiła świszczący krótki wdech i wydech. To widocznie też pomaga. Jest świadomym skierowaniem uwagi na oddech czyli  nasze kochane ciało. 

Nie jestem specjalistą w tej dziedzinie, dlatego wrzucam kilka linków różnych moich mistrzów pod postem. Ciekawi mnie,  która technika Wam będzie pasowała. Napiszcie proszę w komentarzu. 

Moja przygoda ze świadomym oddychaniem zaczęła się dziesięć lat temu, gdy ze strachu przed braniem leków hormonalnych na menopauzę szukałam sposobu opanowania płonącej kuli, która przesuwała się po moim ciele w niespodziewanych momentach. Gdy gorąco docierało do twarzy, krople potu i rumieniec wprawiały mnie w zakłopotanie – na przykład przy lekkim stresie na spotkaniu z klientem. 

Zaczęłam ćwiczyć tai chi qigong. Oczywiście z trenerami z YouTube. W czasie tych ćwiczeń, widzimy na filmach jak staruszki w Central Park w Nowym Jorku ruszają powoli ramionami i co chwila tylko słyszymy „inhale” i “exhale”.  Zabawne, ale nawet taki trening buduje mięśnie. 

W pracy nad sobą korzystam z różnych metod i nauczycieli. Zaczęłam chyba książkowo, bo od tradycyjnej terapii z psychologiem. Bez leżanki – na fotelu przy pysznej herbacie – dziękuję Pani Basiu! Potem pojawił się rak i nowy etap szkoły terapii simontonowskiej, o której powiedziała mi Katka. Moja Pani Chirurg, która mnie operowała w zespole profesora Marka Durlika, dała mi książkę „Bóg nigdy nie mruga”. To taka książkowa terapia, do której chętnie wracam. Zresztą, ciągle coś czytam, bo czytanie daje mojemu powolnemu ale rozproszonemu umysłowi czas na skupienie myśli. 

We wszyskich tych metodach główną rolę gra oddech. 

Teraz ćwiczę karmienie moich demonów. Wstępem do tej praktyki jest dziewięć oddechów w intencji kogoś innego. Aż dziewięć?! Po trzecim już się nudzę. Na szczęście pochodzę z rodziny sportowej, czyli akceptuję proces treningu, prób, powtarzania. 

Oddycham. 

Pierwszy oddech za wszystkich ludzi, w których domach jest wojna

Drugi oddech za tych, którzy duszą się ze strachu

Trzeci oddech za małe dzieci, które właśnie w tej chwili biorą swój pierwszy oddech na naszym świecie

Czwarty oddech za zwierzęta, żeby mogły żyć wolne i szczęśliwe 

Piąty oddech za moich bliskich

Szósty oddech za przyjaciół i sąsiadów 

Siódmy oddech za nieprzyjaciół, czyli tych, którzy mnie nie lubią 

Ósmy oddech za tych, którzy nie liczą się z naturą 

Dziewiąty oddech za tych, którzy biorą swój ostatni wdech. 

Nie było łatwo. Muszę potrenować. 

Warto zobaczyć:

Trening z Marią 

https://www.instagram.com/marialukanowa?igsh=MXBmZDlwdDJhY3o4MQ==

Inny sposób oddychania z Justyną: 

https://www.facebook.com/share/dVxjewvn1GkN313t/?mibextid=LQQJ4d

Książka trochę mało dostępnahttps://www.empik.com/nakarmic-swoje-demony-allione-tsultrim,p1234763772,ksiazka-p?utm_source=app&utm_medium=share&utm_content=produkt

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *