Gdy chodzę z przyjaciółką Asią po Bieszczadach, wyobrażamy sobie nas jak wesołe siedemdziesiątki z plecakiem i dobrych butach nadal wędrujemy po ścieżkach wielobarwnych połonin. Wieczorem idziemy na saunę i relaksujemy się w balii, a na drugi dzień znowu w góry. Śmiejemy się z tego obrazu, bo w naszym kraju senior jeździ na spacerki nad morze, na rehabilitację do sanatorium albo…. siedzi w domu. Ostatnio pojawiło się sporo nowych miejsc aktywności seniora. Można gotować, malować, śpiewać i tańczyć. Jest miło. I dobrze. Dzięki obcowaniu z ludźmi, przedłużamy sobie życie w dobrej formie.
Zauważyłam, że często wypowiadamy się na temat tego, co wypada lub nie w jakim wieku. Nie zauważamy przy tym, że te normy są inne dla różnych krajów.
W Polsce senior mówi, że podróż 500 kilometrów dla niego jest czymś nieosiągalnym. A co mówi senior ze Stanów Zjednoczonych?
Nie wiem, co myśli i co mówi, ale przy wyjściu z samolotu na lotnisku O’Hare w Chicago długość rękawa była zajęta energicznymi młodymi asystentami pasażera. Myślę, że było ich ponad dwadzieścia osób. Za zakrętem dołączyli kolejni. Czekali, aby z uprzejmością i szacunkiem pomóc staruszkom wsiąść na wózek, przyprowadzić ich przez odprawę paszportową, odebrać ich bagaż i odprowadzić na halę przylotów.
Wcześniej, przed wylotem, obserwowałam pasażerów wchodzących na pokład. Jeden pan, na moje oko bliżej osiemdziesiątki, zawołał łagodnie „welcome Chicago”. Pewnie z radości powrotu do domu. Z wycieczki w Europie.
Lot z Europy do Chicago trwa dziewięć godzin.
Nigdy nie liczyłam wózków inwalidzkich na Okęciu albo na Modlinie. To są lotniska, z których korzystam najczęściej. Nigdy nie myślałam o tym, żeby je liczyć. Łatwo dwa czy trzy wózki zauważyć kątem oka.
Jeśli chcesz skomentować – przewiń w dół.
primer-8