RÓŻOWY ŚLEDŹ | Po raku | kontakt@rozowysledz.pl

Każdy ma swoją opinię. Mam i ja. 

Mam również dużo dobrych ludzi wokół siebie. Poczynając od cudownej rodziny, przez najbliższych przyjaciół, po serdecznych kolegów i koleżanki, aż po dalszych znajomych. Ludzie, którzy mnie otaczają są życzliwi, pracowici, z poczuciem humoru, zadbani, inteligentni. To mają wspólne. Pozostałymi cechami się różnią. Kiedyś wydawało mi się, że biorę sobie od każdego tę wyjątkową cechę i wcieram sobie przez moją duchową skórę (prawie jak ziołowy olej przy ajurwedyjskim masażu nazywanym Abhyanga). 

Mówi się, że przyjaciel pojawia się w biedzie. To też racja. I nie musi to być życiowa tragedia. 

Gdy jestem w centrum Białegostoku czuję się – jak to wieśniaczka – trochę zagubiona. Idę więc do Pijalni Wedel, żeby poczuć się bezpiecznie. Środek dnia w czasie akademickiej sesji letniej oznacza, że większość gości to ludzie wolnych zawodów i wolnych emerytów. Postanowiłam otoczyć się wesołymi rozmowami dziadków i babć, którzy zajmowali stoliki w środku lokalu. Mogłam co prawda wybrać miejsce w cudownym ogródku – tam średnia wieku była bliższa mojej pięćdziesiątki. Wybrałam kącik pod obrazem. Zamówiłam herbatę. Chciałam napisać post na bloga i mieć szczęście złapać moją serdeczną Królową, która jest menedżerem Pijalni. Potrzebowałam uściskać dobrą bliską osobę, życzyć jej dobrego dnia pracy i wrócić do swoich zadań. 

W kadrze pojawił się mężczyzna wyraźnie całym ciałem dający mi znać, że zajęłam jego miejsce. Na moje pytanie odpowiedział, że tak, zawsze siada przy tym stoliku, żeby wypić kawę i podładować telefon. 

– Proszę, może pan skorzystać z tego gniazdka – zgodziłam się lekkomyślnie.

Pan zakręcił się zadowolony i mówiąc w trybie ciągłym usiadł obok przy stoliku. Spuściłam głowę nad menu. 

W hobbystycznej obserwacji gwiazd jest metoda zwana zerkaniem. Czasem nie jesteśmy w stanie zobaczyć gwiazdy, gdy patrzymy na nią wprost. Ale widzimy dany obiekt, gdy kierujemy wzrok obok. W tamtym momencie ta cecha ludzkiego oka była moim przekleństwem. Czytałam menu, ale widziałam wychylający się nadmiernie obiekt. Gadający w dodatku. Odpowiadałam zdawkowo. Zrozumiałam, że pan nie łapie mowy ciała. Natomiast alarm w moim ciele miał kolor czerwony, ale stres przeżyty w przeszłości daje nam umiejętność pozostania na pozycji. 

Powiedziałam, że owszem, jeśli czeka na ważny telefon to może się przysiąść, ale nie zamierzam mu dotrzymać towarzystwa i z nim rozmawiać. Zamówiłam purée z awokado i pochyliłam głowę nad notatkami. 

Pan niepytany opowiedział mi o swoich bieżących problemach przy okazji zdradzając mi, że mieszka we Wrocławiu. Czyli sześćset kilometrów stąd. Skorygowałam deklarowaną przez niego odległość i zaczęłam się zastanawiać, czy moja otwartość na ludzi znów rozsadzi mi układ pokarmowy. 

Wdech- wydech – to ja. 

Opowiadanie o przeciwnikach, z którymi się walczy – to pan. 

Pomrukiwanie – to ja. 

Każdy rozsądny człowiek: 

a) nie pozwoliłby przysiąść się jakiemuś typowi

b) jeśli już, to minutę później skorygowałby taką decyzję odsyłając gościa do jego narożnika. 

Pan wlewał emocjonalne pomyje, a moje zbiorniki zaczynały pękać. Czerwony lampa w głowie pękła, przypaliła mi zwoje mózgowe i w końcu ruszył mnie z miejsca.

– Wie pan co? Jednak pójdę sobie spokojnie wypić kawę na zewnątrz. Już nie dam rady pana słuchać. – uciekłam z moja filiżanką w stronę wyjścia. 

Co czułam? Dziką wściekłą rozpacz. Oskarżenie samej siebie, że jak zwykle łażę po kolczastych krzakach. Stałam przy barze nie mogąc się ruszyć. W głowie mętlik i myśl, że tylko ja potrafię sobie zepsuć dzień. Przecież mam wybór…

Nagle w drzwiach Pijalni pojawiła się Królowa. Na serio, jak w powtarzanym frazesie cała na biało. Miała na sobie biały sweterek, uśmiech, blask w oczach i lekkość. Właśnie przyszła do pracy. Miała dzisiaj mieć wolne, ale zmieniła zdanie… mój Anioł. 

– Jak dobrze, że jesteś. – powiedziałam jeszcze sapiąc z wyczerpania. – Pójdę do ogródka i zaczekam na ciebie. 

Przy kawie z przyjaciółką mogłam zrzucić z siebie toksyny. Powiał silny wiatr rozwiewając moje ciemne emocje. Zawiązałyśmy wielkie parasole, żeby zabezpieczyć przed ewentualną burzą i przeniosłyśmy się pod wspaniały, bezpieczny daszek popularnego w Białymstoku Wedla. W kawiarni zrobiło się znów jak zwykle – domowo, przytulnie i pachnąco zrozumieniem. 

Relacje to robota. To ogród, który doglądam i podlewam. Czasem jestem kiepskim ogrodnikiem. Czasem nie chce mi się ruszyć albo za bardzo spieszę się gdzieś indziej. 

Chyba jednak nie ma niczego bardziej wartościowego w życiu niż spełnienie się w dobrych relacjach z ludźmi. 

A Królowa? Łagodnością i zrozumieniem odczarowała zaklęcia nieszczęśliwego człowieka. 

Po cichu mam nadzieję, że mu się ułoży. 

P.S. Od Przyjaciół dostałam specjalnie zamówione, ręcznie robione różowe śledzie. Przyznacie, że nasze logo jest idealnie wykonane, prawda? 

Wstawiam pudełeczko, bo tak robimy – wspieramy lokalnych twórców. U nich kupujemy. 

Warto zobaczyć: