Jeśli uwierzysz, że choroba to koniec jakiegoś etapu życia, to nawet jeśli jest to nowotwór złośliwy, możesz żyć w nowym odcinku. Stoję teraz po drugiej stronie lustra i gdy rozmawiam z ludźmi aktywnymi zawodowo, to wszyscy są bardzo zajęci i bardzo zmęczeni. Czy męczy ich praca? Według mnie nie. Wyczerpuje ich stres, który jak już wiemy, jest najczęściej ich własną interpretacją jakiejś sytuacji. Obciążają ich własne reakcje na zachowania innych ludzi. Sporo czasu zajmują im własne zmartwienia, którym udzielają swojego czasu zarówno w dzień jak i w nocy.
Co jest wspólnym mianownikiem? „Własne” – wiem doskonale, jak trudno przekształcić w sobie samym zrozumienie, że sytuacja ma wartość neutralną, a tylko moja reakcja nadaje jej plus lub minus.
Mój świat tworzę ja sama. Gdy zachorowałam, wiedziałam, że moje ciało w końcu było gotowe na solidny odpoczynek i regenerację. We wszystkich poradnikach podkreśla się jak ważny jest relaks codzienny. Relaks, czyli wsłuchanie się w ciało, docenienie każdej komórki, zauważenie, gdzie w ciele znajduje się napięcie, połączenie tego napięcia z myślami, które nas niepokoją i uwolnienie ich. Ciało to ja i należy się mu, czyli mniej samej uwaga i czas. Wierzę, że właśnie tego domaga się ciało w czasie jakiejkolwiek choroby.
Ja nie umiałam sama się zatrzymać.
Dzisiaj, w czasie rehabilitacji po operacji i chemioterapii, wstaję o godzinie wygodnej dla mojego ciała i mam cudowny poranek. Bez pośpiechu. Tak chciałam.